ALL FOTO
Jest sobotni wieczór, o 4 rano mamy samolot do domu. Jak my w ogóle się tu znaleźliśmy?
Przygotowania miały bardzo ciekawy przebieg jak na zimową wyprawę na ośmiotysięcznik. Dzięki Bartkowi byliśmy w posiadaniu biletów od października, ale oprócz tego nie było nic z wyjątkiem mieszanych chęci. Agencję znaleźliśmy w Internecie… wygrała ta która najczęściej odpowiadała na maile. Ali z Adventure Pakistan ogarniał dla nas pozwolenie na wspinaczkę. Zimowa opłata za wspinaczkę odpowiada 5% opłaty letniej, ten mały szczegół był też jednym z powodów dlaczego jesteśmy tu w zimę. Drugi nie mniej istotny powód jest taki że w bazie pod Nangą jest pusto ! Opuszczone są także wioski powyżej wioski Syr (2800 m ). Enyłej do samego końca nie wiedzieliśmy czy dostaniemy oficjalne pozwolenie z Ministerstwa Turystyki Pakistanu na wspinaczkę a był to dokument wymagany w Ambasadzie Pakistanu w Warszawie w celu wydania wiz.

Wioska Syr leży na wysokości 2800 m. Byłem bardzo zaskoczony, że tak odległe góry mogą być zamieszkane. Małe domki z poukładanych kamieni, brudne dzieci biegające wokół, pochowane kobiety i potężne góry wokół. Dotarliśmy tu pierwszego dnia treku. Poranna przejażdżka Toyotą BJ40 na krawędzi przepaści dostarczyła dużo adrenaliny. Start z wioski Demaroy (1800 m ) dał nam do zrozumienia że teraz czas na wysiłek. Strome podejście do wioski Syr z ciężkimi plecakami (z powodów budżetowych chcieliśmy się zmieścić w 3 porterach gdzie każdy bierze po 25 kg ) dało nam ostro w kość. Czapa z niedoleczonym po wypadku samochodowym kolanie...
Najcięższą częścią dotarcia do jedynki było chyba przebrnięcie przez moreny. Kamole pokryte warstwą śniegu stają się ciekawą zagadką. Później jest lekko poszczeliniony lodowiec, paro metrowy stromy odcinek gdzie czekany trzeba złapać i dalej to już tylko człapanie w górę w rakach. Nocujemy jakieś 400 metrów w pionie od początku kuluaru na drodze Kinshohfera.
Odwrót pozostawiał przed długi czas pewien niewyjaśniony niesmak. Pytania czy aby na pewno dobrze robimy męczyły nas dniami i wieczorami. Dlaczego tak szybko i bez walki? Przecież nawet porządnie w dupę nie dostaliśmy! Marźliśmy to prawda, ale nie było momentu że modliliśmy się o życie – a po to tu podświadomie lub świadomie przyjechaliśmy pewnie… i walczyć !
No ale tak czy siak wracamy … stwierdziliśmy że nie mamy szans na szczyt. Dodatkowo Joasia niedługo rodzi. Ja też od razu się zgodziłem na odwrót, właściwie czekałem tylko kiedy Czapa przytaknie.
No nic. Wraz z odwrotem zaczęły się soczyste opady śniegu. To nas na chwilę utwierdziło w słuszności decyzji. W jedną noc spadło co najmniej pół metra śniegu. Jednak w dół… Zejście przez ośnieżone już teraz Syr dało nam trochę pozytywnej energii. Dzieciaki powtarzające „Miłość, przyjaźń, muzyka” po polsku przekazują nam radość. Szlak pokonywany do góry okazał się zupełnie inny. Przykryty lodem i śniegiem czasem bywał bardzo niebezpieczny. Na dole znajdujemy odpowiedź na pytanie czy dobrze robimy wracając... Wracamy tu za rok ! Z większą drużyną, z poręczówkami, z wygodną bazą. I z tą wizją poruszamy się radośnie, dalej w dół. W wiosce Demaroy zapowiadamy się za rok, ustalamy wynagrodzenie dla porterów (5000 rupi za transpot 25 kg ponad 2500 m w górę), poznajemy lokalnych ludzi pamiętających Zawadę. Wracamy tu za rok, bez żadnych pośredników i z prostymi europejskimi darami dla lokalesów, może buty, albo chociaż skarpety… a może i panele słoneczne i radyjka dla Syr które
Powrotna Karakorum Highway pakistańskimi liniami autobusowymi Netko Bus przebiega bez zakłóceń bólu tyłka od siedzenia (około 15 h ). W Rawalpindi zamieniamy się w Troli (tzw: trolimy się), jednego dnia wynajmujemy dwa motocykle Hondy(1000 rupi za dobe za sztukę) i śmigamy totalnie się wtapiając i odnajdując się w ulicznym haosie,(dla europejczyka), ale ruchem tutaj kierują także zasady – podstawowa to nie jedź za szybko ani za wolno, poruszaj się niczym cząsteczki wody w rzece i jesteś bezpieczny. Krótko mówiąc wspaniała zabawa.
Pozdrowienia z Rawalpindi – Koniec.
Info praktyczne:
115 rupi – 1 euro (można przyjąć 100rupi = 1euro)
Netko bus Rawalpindi (w skrócie Pindi do Chilas ) – 15 000 rupii. Autobus jest co najmniej 3 razy dziennie.
Jazda taksówką (10 – 20 min ) – 100 rupi
Bułka na ulicy w stylu hoddog ale 100 razy lepsza – 50 rupi
Alkohol do kupienia jedynie w P.J. Hotel w Rawalpindi – tylko dla nie muzułmanina. Bankomaty Visa w dzielnicy Saddar na południu Rawalpindi.
Wynajem motocykla na dobę – 1000 rupii
Pokój w hotelu (double ) za dobę – 2000 rupii
Mimo że angielski jest językiem urzędowym to szału nie ma, wiele ludzi nie mówi po angielsku.
Islamabad - dużo kontroli na ulicach i porządek, drogi przecinają się pod kątem prostym. Ciekawsze jest Rawalpindi, które dorównuje rozmiarem obecnej stolicy. Miasteczko tętni życiem.
Mimo bliskości Kaszmiru oraz dalej na północ doliny Swat i Afganistanu nie dostrzegliśmy żadnych złych wibracji skierowanych w naszą stronę.
Bardzo chciałem się przekonać czy to prawda, że łatwo złapać biegunkę, więc pierwszego dnia zacząłem jeść na ulicy. Długo szło dobrze, ale trafiłem na coś z czym nie dałem rady i 2 dni wycięło. Należy więc uważać na to co się je, a także pije bo wyobraźcie sobie już po lądowaniu i pierwszych obserwacjach. Co żyje w rurach które doprowadzają wodę?
1 komentarz:
Niesamowite przeżycia, nic tylko pozazdrościć Marku.
Prześlij komentarz