środa, 28 stycznia 2009

pamiętnik z Logana

05 Maj 2008 g.13.09
Gryfino. Jestem na kwadracie, odebrałem ksero umów dzierżawy, kupiłem ten notes. Z wózka wystają gołe stopy Arnolda. Ida ogląda majtki. Ssanie w żołądku. Od rana pechowo załatwiam jakieś pierdoły. Prawko, poczta – awaria komputerów, drukarnia – błędy w pufach. I do tego gorąco. Dobrze że jest rower. Pociąg za 4 godziny i wreszcie w trasie. Jeszcze tylko kanapki, odebrać nieszczęsne druki, wysłać wnioski o przyłączenie do sieci dla moich wiatraków. Brutus wszedł ze mną na górę odebrać ksero i chyba został. Albo go w zoologicznym przejęli. Ciągle na kwadracie. Ile można oglądać majtki ? Dobra idę ją pogonić i jeszcze jakieś witaminy w aptece kupić.
g.19.
Pociąg Berlin – Frankfurt. 219 km/h. Pierwszy raz tak szybko po ziemi. Wokół rzepak i wiatraki. Wreszcie chwila spokoju. Pierwsza dzisiaj, pierwsza od dawna. Gdzieś przegapiłem w tym wszystkim tak zwany czas przed wyprawą. Przez te wszystkie zajęcia zagapiłem się i nagle sunę w pociągu. Jakoś dziwnie. Inaczej niż kiedyś bez ram czasowych. Już trzeba w kilka minut przesiąść się w Berlinie, w dwa dni ogarnąć Anchorage. Oby już ruszyć i wszystko było. Dopiero tam będzie pięknie. Pewnie cieszył się dopiero będę jak już będziemy na Malaspinie. O tak, wtedy się ucieszę, bo to dopiero wtedy się rozpocznie. A do tej pory jeszcze cała masa logistycznych przedsięwzięć.
Wsuwam polską wersję niemieckich ciastek. Czapa czeka już na lotnisku. Powinienem być do północy. Ida i Arek zostali, nie było dużo czasu na pożegnanie. Tomek zabrał mnie do Tantow. Zajęło to 11 minut z Gryfina, luksus braku kontroli granicznej, aż miło wspomnieć niemiłe zdarzenie jak jeszcze w technikum, zatrzymany zostałem gdy po nocy właziłem na most graniczny. Albo jak się woziło tani bezcłowy alkohol z promu przez ta właśnie granicę. Ostatnie 2 ciastka…
06- Maj -2008
Samolot nad Grenlandią
- lineczka do nogawek cienka
-okulary
-zegarek
-gacie
10 Maj -2008
Moreny lodowca Malaspina, wybrzeże jeziora Malaspina. Setki komarów na moskiterze namiotu, dwie postacie z czołówkami w środku i cisza ! Dzisiaj rozpoczęliśmy naszą przygodę. Ale od początku …
Lot przebiegł bez problemów. Z lotniska odebrał nas Piter. W jego domu nic się nie zmieniło, tylko Fredi urosła. Przez dwa dni uzupełniamy brakujący sprzęt, nie spieszymy się, mamy czas. Wieczorami Piter robi coś dobrego do jedzenia, wpadają znajomi, pianino, sadzenie sadzonek i relax. 9tego Maja lecimy do Yakutat. Przyjeżdża Jok. Super go widzieć. Przywozi nam sanki z Talkeetny. Idziemy na hamburgera i odwozi nas na lotnisko. Z Samolotu wspaniałe widoki na góry Wrangler – St. Elias. W Yakutat na lotnisku spotykamy Scotta z którym emailowałem przed wylotem i do którego zamówiliśmy jedzenie. Scott okazuje się super pomocny i pożycza nam starego forda po jego ojcu. Auto jest wielkie z czerwoną tapicerką. Jeszcze tego samego dnia poznajemy Rube, który pomaga zorganizować nam transport na drugą stronę zatoki. Poznajemy też Jeremaya i jego brata (mistrza Alaski w wrestlingu) i rozmawiamy gdzie najlepiej wylądować, podczas gdy oni nabijają kawałki ośmiornicy na haki na jutrzejsze połowy. Wstępnie dogadujemy się na 14 dnia następnego.
Dzięki autu od Scotta łatwo nam się poruszać. Zwłaszcza że jedyne buty co mamy to skorupy. Śpimy gdzieś …

Brak komentarzy: