piątek, 6 lutego 2009

pamiętnik z Logana c.d.

23 Maj
East Ridge. 3650 m n.p.m. – czekając na kolację…
Wczoraj nic nie pisałem bo za bardzo byłem zajechany. Dopiero o 1 w nicy poszliśmy spać.
Więc wczoraj walczyliśmy na East Ridge do 23. Totalnie wycieńczeni spaliśmy na 2850 m gdzie połowa zapasów została wytransportowana na 3100 m. Wspinaczka po grani - śnieg, lód i kamienie. Ale to i tak nic z dniem dzisiejszym. Czapa prowadził całą drogę. Rąbał stopnie gdzie się dało. Jako punktów asekuracyjnych używaliśmy czasem starych pętli pozostawionych na wystających głazach, lub sami je zakładaliśmy. Przy stromych lodowych odcinkach używaliśmy śrub lodowych (mam ich 5). Na razie obeszło się bez żadnych odpadnięć. Dzisiaj udało się dojść tutaj. Przepiękne miejsce, niebo trochę się chmurzy ale nadal jest bezwietrznie. Właśnie zagotowała się woda, wyłączyłem kuchenkę i nastała zupełna cisza. Jest około 22 i ciągle jasno. Siedzę w drzwiach namiotu, worek z ciepłym jedzeniem trzymam między nogami. Widok mam na lodowiec Hubbard i Seward. Wokół tylko góry i lodowce. Niema nikogo oprócz nas. Niesamowita przestrzeń. Czapa pisze swój pamiętnik, na pewno jest w nim znacznie więcej szczegółów odnośnie wspinu. Jest ciężko ale dajemy radę. Mordy całe popękane. Poranne śniadanie, wieczorny barszczyk i kolacja, no i snikers podczas dnia to nasze skarby. Włączam teraz muzyczkę i podelektuję się widokiem. Jutro musimy zejść po resztę rzeczy.
24 Maj
Siedzimy w namiocie. Sypie śnieg. Zrobiliśmy dzisiaj kawał roboty. Jesteśmy wykończeni. Wstaliśmy rano i około 9.30 ruszyliśmy w dół po resztę naszych rzeczy. Głównie rzarcie, sanki, paliwo i rakiety. Dotarliśmy tam po stresującym zejściu około 14. Już wtedy byłem wykończony. Zjedliśmy po powerbarze a 100 m wyżej po snikersie i resztkami sił dotarliśmy powrotem do obozu. Pogoda słaba, cały dzień w chmurach a jak dotarliśmy do obozu zaczęło wiać i sypać śniegiem. Odkopaliśmy namiot, dołączyliśmy dobudówkę, zjedliśmy „moc warzyw” i po obiadku już jest dobrze. Zasłużony odpoczynek. Czas na muzyczkę i drzemanko.
25 Maj
Odpoczynek w namiocie. 3cia noc w tym samym obozie na 3600 m. Dzisiaj była moja kolej prowadzenia. Ruszyliśmy około 10. 50 metrów od namiotu wpadłem w szczelinę. Wystraszyłem się strasznie bo zawisłem tylko na czekanie i fartem zaczepiłem się gdzieś rakiem. Ale byłem już po szyję w środku. Krzycze do Czapy „wybierz !” i szybko szamoczę się do góry. Wygramoliłem się jakoś. Później był stromy lodowy odcinek. Wkręciłem 1 śrubę, później zabezpieczaliśmy się wpinając do wystających spod lodu kawałków starych poręczówek. Później był kolejny „knife” ale jego też udało się pokonać. Dotarliśmy zmęczeni na 3900 m. i tam zostawiliśmy zapasy. Wróciliśmy do namiotu około 17 i odpoczywamy. Pogoda przepiękna. Zrobiło się trochę zimniej. Teraz leżymy już po kolacji. Przez drzwiczki widzę lodowiec Seward który przez większość dnia był w chmurach. Jesteśmy już 15 dni w tym środowisku. Oprócz kilku ptaków nie widzieliśmy żywej duszy. Jutro może 4000 m.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Czyta się fajnie, ale byłoby dobrze, jakbyś popracował nad ortografią. Przed wklejeniem na bloga wrzuć tekst do worda, żeby wyczyścić błędy ortograficzne. Słowo "żarcie" napisane jako "rzarcie" mocno mnie rozbawiło;)