poniedziałek, 2 lutego 2009

pamiętnik z Logana c.d.

14 Maj – Środa
Masakra. Sztormowa pogoda. Śnieg z deszczem, wiatr i grad. Podmuchy na luzie do 100 km/h. Wstaliśmy o 7 rano. Około 9 ruszyliśmy. Po 10 minutach okazało się że po prostu nic nie widać. Pada mokry śnieg, jesteśmy w chmurze. Śnieg jest tam gdzie stawiamy stopy, nawet nie widać czy z górki, czy pod górkę. Mówią o tym sanki. Rozstawiamy więc namiot i czekamy. Widoczność się poprawia, ale zrywa się wiatr. Wyrywa nam prowizorycznie rozstawiony namiot. Dociskam go w środku worami i sobą a Czapa wyskakuje nas szybko okopać. Jakoś trwamy ale jest nieprzyjemnie. Decydujemy jednak iść. Pada ale idzie się ok. Krok za krokiem. Po godzinie chlipie w skorupach. Idziemy mokrzy. Czapa to już w ogóle. Ma tylko polar z wind stoperem który dzielnie służy za zewnętrzną warstwę. Plecak owija karimatą. Mój plecak także nabiera mnóstwo wody (kolejny minus ciężkiego wodoodpornego niby arterixa ). Później robi się już tylko gorzej. Zrywa się silny wiatr i cały czas pada deszcz, śnieg i grad. Wieje-pada w nas z dołu-tyłu, ale jak trzeba ominąć jakąś górkę i iść pod wiatr to już w ogóle orka. Morde wykrzywia. Szukamy dziury jakiejś którą moglibyśmy zaadoptować na biwak. Wieje mocno, nie ma gdzie się rozbić. Wreszcie jest. Idealna dziura, zagięty, wywiany korytarz. Jest możliwość że jest to coś w rodzaju zasypanej szczeliny, ale nie mieliśmy wyjścia. Jesteśmy cali przemoczeni, Czapa w ogóle do suchej nitki. Rozkładamy namiot. Zakładam pod kurtę jeszcze polar i kończę obóz. Solidnie mocuję odciągi. Czapa trzęsie się cały w środku. Jak najszybciej herbata z imbirem, czekolada i już trochę lepiej. Zmiana ubrania, stos mokrych rzeczy, obiad i już leżymy w puchówkach w podmokłych śpiworach. Na zewnątrz makabra. Grad, deszcz i wiatr. Nie mamy szans się ruszyć jeśli się nie poprawi. Malaspina jest dla nas bezlitosna. Codziennie w dupę. No nic, cisnęliśmy ile się dało, teraz musimy czekać.
15 Maj
Dużo czasu. Muzyka, śniadanie o 12. Leżymy, leżymy, lezymy. Sikamy do torebek po jedzeniu. Muzyka. Leżymy. Pada mokry śnieg. Trochę ciągnie żeby iść ale Czapa ma tylko puchowe rzeczy w miare suche, ja w sumie nie lepiej. Jutro ma być słońce. To wiemy z komunikatów pogodowych które codziennie Joasia wysyła nam smsem na telefon satelitarny. Czapa włącza go codziennie na 0.5 h. Leżymy, muzyka. Jest ciepło i wilgotno. Zostało 5 km do wejścia. Już blisko jednak Malaspina nie chce nas puścić. Plecy bolą i biodra. Czas niby nagli, ale nie możemy też się szarpać. Ja jednak bym poszedł w mokrych ciuchach, ale nie mam sumienia namawiać Czapy do tego. Mam goroteksową kurtkę a Czapa tylko polar z wind stoperem. Deszcz nas zaskoczył i przybił. No nic leżymy, czekamy. Jest muzyka.
16 Maj

Po dobie spędzonej w namiocie wstaliśmy dziś o 7. Słoneczko wyjrzało zza pobliskiej góry. Wywalililiśmy więc nasz cały wilgotny Staff na słońce. Śniadanko – granola z kakaem i w drogę. Początkowo szybko po zmrożonym jeszcze po nocy śniegu. Wreszczie dotarliśmy do „wejścia”, czyli miejsca gdzie do lodowca Malaspina wpływa lodowiec Seward. Pojawiły się też szczeliny. Związaliśmy się liną i ruszyliśmy w drogę. Wylosowałem prowadzenie. Zrobiło się ciepło – najgorsze warunki do wędrówki po lodowcu ze szczelinami. Z tego miejsca widać znakomicie ogromny lodowiec Malaspina który ciągnie się aż po horyzont. Idziemy Sewardem w górę. Jest kilka szczelin ale udaje się je przejść. Trochę krążymy, raz się wycofujemy ale brniemy w górę. Niestety kolejny raz zatrzymał nas deszcz. Najpierw spadła widoczność, później zaczęło lać. Wykopaliśmy dziurę, rozbiliśmy w deszczu namiot. Gadamy, jemy, leżymy. Oglądamy mapy i modlimy się o dobra pogodę. Trochę obawiam się o niewystarczającą ilość paliwa. Kuchenka mimo że grzeje szybko to pali zdecydowanie więcej niż powinna. Jutro nastawiamy budzik na 5.30. Mam nadzieję że jutro nie będzie padać wysiądziemy psychicznie i zgnijemy.
17 Maj
Minoł tydzień. Wreszcie się ruszyliśmy. Od rana padało, nastawieni na szybki start siedzimy do 10.30. Ciągle lekko kropi i widoczność słaba ale idziemy. Ogromna ilość szczelin na dzień dobry. Czapa wylosował prowadzenie. Idziemy związani liną. Nic nie widać. Przekraczamy mosty śnieżne. Szczeliny do 1,5 może 2 m szerokości. Udaje się kilka razy przejść po moście. We mgle w labiryncie szczelin błąkamy się do 14. Wtedy nie widać już nic na krok. Siedzimy ponad godzinę na plecakach. Powoli schodzi stres. Czapa przysypia. Ja też na chwilę pogrążam się w letargu i czekam na wiatr co rozgoni mgłę. Niedoczekanie.
Znudzony łapię linę, wiążę się, sprawdzam sprzęt i ruszam przodem. Okazuje się że po 100 metrach wychodzimy na równiejszy teren. Udało się wyjść z labiryntu szczelin. Teraz już tylko ośla robota. Do 17 ciągnę przodem, początkowo mocno w górę, później lżej. Śnieg miękki, mimo rakiet stopy zapadają się po kostki. Później kolej na Czapę. Cały czas we mge z pomocą GPSa. Szczeliny już bardzo rzadko. Wieczorem jeszcze chwilę ciągnę ja i rozbijamy się na noc. Lekko pruszy śnieżek. Robię dużą porcję barszczu, Czapa kopie „fundamenty” pod namiot. Jesteśmy zmęczeni. Piękna cisza.
18 Maj
Całe ramiona i szyja palą ! Ale jak ! Tak sobie dzisiaj spaliliśmy ręce że ledwo możemy leżeć. Dodatkowo zrobiło się zimno a nas pieką ramiona od poparzeń. Śpiwory dalej mokre. Trzeba je jutro koniecznie wysuszyć. Obóz rozbity mamy dokładnie na granicy Alaska – Yukon. Dotarliśmy więc do wielkich pól lodowych. Rano udało się przemknąć w mleku przez szczeliny. Później było lepiej a później to już w ogóle bez liny szliśmy. Tak krok po kroku do przodu. Czasem w chmurach, czasem z dobrą widocznością. Na koniec ambitnie ustaliliśmy że mimo zmęczenia dojdziemy do granicy. I doszliśmy. Zrobiło się zimno. Rozbiliśmy obóz i zaczęło wiać. Zagłuszam wiatr muzyką. Ręce i twarz pali. Dobranoc.
19 Maj
Seward Glacier. Piękna cisza. Piękne widoki i przede wszystkim Mount Logan u którego stóp śpimy. Dzisiaj był przepiękny dzień. Zrobiliśmy tez rekordową odległość 22 km. Warunki śniegowe były dobre, droga w miarę bez szczelin. Jesteśmy na wysokości 1800 m. Szczelnie osłonięci od słońca szliśmy od 11 do 20. Ostro się zajechaliśmy. Cała noc była bardzo wietrzna. Źle spałem przez poparzone ramiona. Dziś mam nadzieję się wyspać. Dobranoc
20 Maj
Jesteśmy pod East Ridge ! Właściwie do samej grani brakuje nam 8 km, ale już ją dokładnie widać. Dzisiaj był przepiękny dzień. Od rana słońce i wspaniały widok na południową ścianę Logana. Dość szybko doszliśmy do przejścia pomiędzy lodowcem Seward a lodowcem Hubbard. Ostatnie spojżenie za siebie i znikamy w innej krainie po drugiej stronie przełęczy. Początkowo jest z górki. Udaje się zjechać na sankach. Super jazda. Do tego zrobiło się bardzo ciepło. Idziemy w samej bieliźnie. Później obiadek i jeszcze 7 km marszu z wieczora. Szybko rozbiliśmy obóz, barszczyk i podziwianie wielkości East Ridege. Jesteśmy na wysokości 2000 m. Przed nami niemal 4 km w górę. Nastroje dobre, forma też wróciła, jutro ruszamy. Czapa też w formie i zadowolony siedzi w drugim rogu namiotu i uzupełnia swój pamiętnik. Oby tylko pogoda dopisała.
21 Maj
Na Grani ! Masakryczne widoki . Za 15 min północ a ja dopiero przygotowuję kolację. Leżymy sobie na grani na wysokości 2650 m. Nie było łatwo tu dojść, zwłaszcza że weszliśmy 700 m w pionie. Rano przepakowaliśmy jedzenie, zostawiliśmy duże sanki z karteczką i prośbą o zabranie ich do cywilizacji przez kolejne ekipy które przylecą i odlecą spod East Ridge. Po ciężkim marszu, dopiero o 16 dotarliśmy pod grań. Zdecydowaliśmy się podejść jednym ze śnieżnych zboczy. Wydałwało się nam że będzie ze 4 wyciągi. Wchodziliśmy z plecakami po czym wbijaliśmy sztycę i wciągaliśmy sanki. Zanim jeszcze zabraliśmy się za pierwszy wyciąg, Czapa wpadl w szczelinę brzeżną. Na szczęście plecak go zatrzymał i udało mu się cało wykaraskać. Później zaczeła się walka. Momentami robiło 70 stopniowe nachylenie. Z 4 wyciągów zrobiło się 8 (nasza lina ma 50 m.) Po dotarciu na grań okazało się na jaką stromiznę weszliśmy.
Dawno już po zachodzie słońca. Przepiękne widoki. Przed nami ciężka trasa. Pogoda puki co super. Zupenie bez wiatru. Dobra nie mogę się dalej skoncentrować bo kolacja czeka.

Brak komentarzy: